W 2014 roku Paweł Szamburski wydał płytę Ceratitis Capitata - na klarnet solo. Zaprezentował na niej swoją
wizję wybranych tradycji muzycznych, związanych z religiami basenu Morza
Śródziemnego. Promitat Eterno to
gałąź wyrosła z tego samego drzewa pomysłów, tyle że tym razem Szamburski zajął
się jednym, konkretnym kompozytorem z przeszłości. Dobrał sobie też partnerów w
postaci Michała Górczyńskiego (klarnet kontrabasowy) i Tomasza Pokrzywińskiego
(wiolonczela). Muzykę zaprezentowaną na płycie panowie wywiedli z kilku
zachowanych utworów Piotra z Grudziądza, który znany był w piętnastowiecznej
Europie jako Patrus Wilhelmi de Grudencz.
(Praca Hanny Cieślak z okładki płyty)
Bastarda, podobnie jak sam Szamburski wcześniej, posługuje się
specyficzną metodą pracy. Nie idzie tu bowiem o samo odegranie utworów z
przeszłości, ani tym bardziej o swobodne improwizowanie na ich temat. W
praktyce tria chodzi, jak mi się wydaje, o coś co wymaga znacznie więcej wiedzy
i umiejętności: o zagranie muzyki współczesnej, ale z zachowaniem najważniejszych
cech oryginału. Tylko czy możliwe jest przerzucenie takiego mostu między
epokami?
Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie należy się nieco przestroić. Bo
muzyka Bastardy jest intensywna, ale ta intensywność mieści się w innych
rejonach niż byśmy się spodziewali. Znaczna część akcji muzycznej rozgrywa się
bowiem w niskich rejestrach, z którymi świadomie nieczęsto mamy do czynienia.
Tam właśnie operuje klarnet kontrabasowy. I nawet tylko dla jego szczególnego
brzmienia warto włączyć płytę. Górczyński zwykle buduje bazę kompozycji, bazę
na której Szamburski tka sieci interpretowanych przez siebie tematów.
Wiolonczela zaś porusza się w sposób mniej jednoznaczny, lecz równie
intrygujący. Niezwykłe jest współbrzmienie tych trzech instrumentów, jego
ciemny, drewniany odcień. Tylko fortepian Maseckiego pod koniec rozjaśnia nieco
to wnętrze.
Ta muzyka jest przedziwna. Niby dawna, a może kojarzyć się z
współczesnym dark-ambientem; niby gotycka, a nagle jakiś dźwięk przeleci jak w tunelu metra
na Natolinie… I ta wibracja, która grana w krypcie, mogłaby wprawić w ruch
szczątki kompozytora, gdyby tylko wiadomo było gdzie spoczywają. Wibrująca rura
klarnetu kontrabasowego co najmniej kilka razy w czasie trwania płyty
przemienia się w tunel czasoprzestrzenny, a my stajemy w tym przeciągu oniemiali,
odczuwając drżenie i bojaźń, pomieszaną z fascynacją.
Taki to inspirujący
wyobraźnię zakamarek zyskaliśmy dzięki Bastardzie. Co w nim znajdziemy, gdy
nasz wzrok jeszcze bardziej przyzwyczai się do mroku?
(Tekst ten powstał z myślą o zupełnie innym miejscu kosmosu, ale trafił tu. Zaznaczam, bo jednak różni się od pozostałych.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz