wtorek, 6 marca 2018

Bastarda - Promitat Eterno (recenzja)



W 2014 roku Paweł Szamburski wydał płytę Ceratitis Capitata - na klarnet solo. Zaprezentował na niej swoją wizję wybranych tradycji muzycznych, związanych z religiami basenu Morza Śródziemnego. Promitat Eterno to gałąź wyrosła z tego samego drzewa pomysłów, tyle że tym razem Szamburski zajął się jednym, konkretnym kompozytorem z przeszłości. Dobrał sobie też partnerów w postaci Michała Górczyńskiego (klarnet kontrabasowy) i Tomasza Pokrzywińskiego (wiolonczela). Muzykę zaprezentowaną na płycie panowie wywiedli z kilku zachowanych utworów Piotra z Grudziądza, który znany był w piętnastowiecznej Europie jako Patrus Wilhelmi de Grudencz.

(Praca Hanny Cieślak z okładki płyty)

Bastarda, podobnie jak sam Szamburski wcześniej, posługuje się specyficzną metodą pracy. Nie idzie tu bowiem o samo odegranie utworów z przeszłości, ani tym bardziej o swobodne improwizowanie na ich temat. W praktyce tria chodzi, jak mi się wydaje, o coś co wymaga znacznie więcej wiedzy i umiejętności: o zagranie muzyki współczesnej, ale z zachowaniem najważniejszych cech oryginału. Tylko czy możliwe jest przerzucenie takiego mostu między epokami?

Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie należy się nieco przestroić. Bo muzyka Bastardy jest intensywna, ale ta intensywność mieści się w innych rejonach niż byśmy się spodziewali. Znaczna część akcji muzycznej rozgrywa się bowiem w niskich rejestrach, z którymi świadomie nieczęsto mamy do czynienia. Tam właśnie operuje klarnet kontrabasowy. I nawet tylko dla jego szczególnego brzmienia warto włączyć płytę. Górczyński zwykle buduje bazę kompozycji, bazę na której Szamburski tka sieci interpretowanych przez siebie tematów. Wiolonczela zaś porusza się w sposób mniej jednoznaczny, lecz równie intrygujący. Niezwykłe jest współbrzmienie tych trzech instrumentów, jego ciemny, drewniany odcień. Tylko fortepian Maseckiego pod koniec rozjaśnia nieco to wnętrze.

Ta muzyka jest przedziwna. Niby dawna, a może kojarzyć się z współczesnym dark-ambientem; niby gotycka, a nagle jakiś dźwięk przeleci jak w tunelu metra na Natolinie… I ta wibracja, która grana w krypcie, mogłaby wprawić w ruch szczątki kompozytora, gdyby tylko wiadomo było gdzie spoczywają. Wibrująca rura klarnetu kontrabasowego co najmniej kilka razy w czasie trwania płyty przemienia się w tunel czasoprzestrzenny, a my stajemy w tym przeciągu oniemiali, odczuwając drżenie i bojaźń, pomieszaną z fascynacją. 

Taki to inspirujący wyobraźnię zakamarek zyskaliśmy dzięki Bastardzie. Co w nim znajdziemy, gdy nasz wzrok jeszcze bardziej przyzwyczai się do mroku?


(Tekst ten powstał z myślą o zupełnie innym miejscu kosmosu, ale trafił tu. Zaznaczam, bo jednak różni się od pozostałych.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz